Nie taka znowu dziwna ta historia z czarnym lodowcem. Dla Islandczyków przynajmniej całkiem normalna. Otóż jest sobie lodowiec i jest sobie wulkan. Wulkan wybucha i przykrywa lodowiec warstwą ciężkiego, szorstkiego i ciemnego pyłu wulkanicznego. Voila - oto przepis na czarny lodowiec :)
Ale to dalej jest lodowiec, a my nie mamy zielonego pojęcia, gdzie jest przód a gdzie tył raków (to obrazuje nasze doświadczenie w chodzeniu po lodowcach). No więc wykupiliśmy kilkugodzinną wycieczkę na lodowiec z przewodnikiem górskim, który nauczył nas podstaw bezpiecznego poruszania się po tych dziwnych i niebezpiecznych tworach. Niebezpieczeństwo chodzenia po nich tkwi w tym, że jak widać na zdjęciach poniżej jest tam dużo szczelin i dziur (młynów) lodowcowych, które w przypadku zalegania u góry śniegu, mogą stanowić niemiłą niespodziankę. Drugi rodzaj zagrożeń tkwi bardziej w nas samych i w psychice ludzkiej, aczkolwiek nie należy go lekceważyć. Otóż jęzory lodowcowe (czyli tych części lodowca, które schodzą z niego w dół) posiadają tę właściwość, że się przemieszczają. Wolno, bo wolno, ale zawsze (50 m na rok). Ta część, która łączy jęzor z lodowcem (tzw. icefall) porusza się 10 razy szybciej. W wyniku tego ruchu nigdy nie można być pewnym, że coś zaraz nie tąpnie pod nami albo się nie obsunie.
Rozumiem, że ciężko uwierzyć w te gadki o niebezpieczeństwie, gdy patrzy się na zdjęcia czy filmy o lodowcach. Ale chodząc po nim pierwszy raz w życiu i to jeszcze bez raków i przewodnika, tylko we dwoje, człowiek czuje się trochę niepewnie, gdy tak stoi na wypiętrzeniu, które z jednej strony jest łagodne, a drugiej kończy się kilkunastometrową krawędzią... A nóż właśnie teraz będzie chciało się obsunąć? W końcu chwila dobra jak każda inna...
A tak właśnie mieliśmy. Nasz "kurs" lodowcowy skończył się zbyt szybko by nas nasycić. Poszliśmy więc na lodowiec raz jeszcze. Raków żadna z agencji nie chciała nam wypożyczyć, więc postanowiliśmy wypróbować metodę Beara Gryllsa (wiecie, tego lekko szalonego Brytyjczyka z Ultimate Survival) na chodzenie po lodowcach bez raków. Metoda polega na założeniu na buty skarpetek. I już, proste metody podobno są najlepsze. Materiał w niskiej temperaturze będzie szorstki i dość wytrzymały, więc zwiększenie tarcia pod stopami będzie. Ale gdy tylko weszliśmy na lodowiec w samych butach okazało się, że nawet metoda BG jest zbędna. Pył wulkaniczny załatwił wszystko. Tarcie jak na bieżni lekkoatletycznej!
![]() | |
| Trafiła nam się Pani Przewodnik :) Tutaj opowiada o młynach lodowcowych. |








Brak komentarzy:
Prześlij komentarz