piątek, 19 sierpnia 2011

Zakończenie

Niestety... Wspomnienia i wrażenia z podróży nieuchronnie poddają się codziennej rzeczywistości. I tak długo wytrzymały. Czas już zejść na ziemię i wziąć się do roboty.

Zanim to jednak nastąpi, mogę pokusić się o małe podsumowanie. Nie chcę jednak pisać o tym, jaka to Islandia jest piękna i wyjątkowa - to oczywiste. Jednak aby te cechy dostrzec musi być spełniony jeden, bardzo prozaiczny warunek. Otóż musi być dobra pogoda. A z tym już nie jest tak łatwo, gdyż zmienność pogody w tym kraju jest nieprawdopodobna...

Śmiem postawić tezę, że gdy pogody nie ma, to potrzebny jest... rower! (i dobre ciuchy). Można wtedy skupić się nie na podziwianiu widoków (bo niewiele widać przez chmury, deszcze i mgły), ale na czystym sporcie, wyczynie i sobie. Można po prostu patrzeć się w asfalt (wariant lżejszy) lub szutr (wariant trudniejszy) przed swoim rowerem i cierpliwie pedałować według założonego planu. Ból w nogach przychodzi i odchodzi, od czasu do czasu pojawiają się bóle w innych miejscach - plecy, ręce, tyłek, i tak się jedzie. Metr po metrze, kilometr po kilometrze, powoli, mozolnie, trochę bezwiednie. Po pewnym czasie zatraca się poczucie prędkości i przebytej odległości - to tylko liczby na liczniku rowerowym. Nie ma to z resztą znaczenia. Jedyne co jest w głowie to pytanie czy zrobić przerwę już teraz (tak! tak! proszę! tak!) czy może dam radę chociaż jeszcze za ten zakręt... I za zakrętem to samo... I tak w kółko. Aż w końcu przychodzi taki impuls, że choćby nie wiem co, trzeba się zatrzymać i zejść z roweru. Nogi i tyłek mówią dość! Oszalałeś? Weź se chłopie odpuść! No więc uspokaja się protestujące części ciała i po krótkich negocjacjach wspartych przekupstwem w postaci batonika, bakalii i wody organizm pozwala jechać dalej...

Każdy, kto jeździł z sakwami ma zapewne podobne doświadczenia. Jedyną możliwością pokonania nawet najmniejszego wzniesienia jest ustawienie najlżejszego przełożenia i powolne podjeżdżanie, mając przy tym nadzieję, że nie wyprzedzi nas żaden pieszy. Każdy element naszego bagażu wydaje się wówczas totalnie niepotrzebny. Ciąży tylko bez sensu...

Wracając do tematu pogody. Jest tak, że gdy ona wraca, to od razu wszystko staje się fantastyczne. Fantastyczna jest droga, mostek i płotek przy drodze. Fantastyczne są owieczki za płotkiem i trawka, na której się wypasają. Fantastyczne są chmurki, które powoli znikają i słonko, które je zastępuje. Oczywiście fantastyczne są również kałuże, bo fantastycznie się przez nie przejeżdża! Wtedy chętnie się staje i robi zdjęcia, filmy nakręca, można nawet zbaczać z drogi albo schodzić z roweru w poszukiwaniu ciekawych kadrów. Wszystko się chce!

Z powyższego wynika, że czy jest pogoda, czy jej nie ma, zawsze będzie w porządku. Dziwne, prawda? Teraz, siedząc sobie w ciepłym domu i popijając herbatę, uważam tak w 100%. Jednak gdy jechałem na rowerze... albo nawet nie - gdy podprowadzałem rower... też nie - gdy czekałem aż ustąpi wiatr bym mógł podprowadzić rower myślałem sobie zupełnie inaczej! Myślałem właśnie by znaleźć się już w ciepłym domu i popijać ciepłą herbatę... Człowiekowi się nigdy nie dogodzi ;-)

Ostatecznie trasa, którą udało mi się pokonać wygląda tak, jak na zdjęciu poniżej. Jak widać różni się znacznie od trasy zakładanej. Cóż, czasem trzeba pochylić czoła przed pogodą i panującymi warunkami i po prostu trochę odpuścić. Albo lepiej (bardziej realnie) planować trasę.


Na koniec coś specjalnego. Coś na co poświęciliśmy podczas wyjazdu całkiem sporo czasu. Zachęcamy do kliknięcia w poniższy link, przymknięcia żaluzji/rolet w pokoju, włączenia głośników i koniecznie wybraniu opcji HD i oglądaniu na pełnym ekranie. Mamy nadzieję, że taka Islandia się Wam spodoba!

http://www.vimeo.com/27495310

Pozdrawiamy!
M&M

Koniec


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz