piątek, 29 lipca 2011

Zapomniałem jeszcze wrzucić tego zdjęcia z trasy...

Najwyraźniej Niemcy rozpoczęli kolejny turnus!

PS. Kolejne zdjęcia niestety dopiero po weekendzie.
Pzdr!
Michał

środa, 27 lipca 2011

The puffin show

Maskonury (ang. puffin) to czaderskie stworzonka. Do tego stopnia czaderskie, że zasługują na osobny post :) Kolorowe, male przytulanki, które (na swoje nieszczęście) w ogóle nie nauczyły się bać ludzi i można do nich blisko podchodzić z aparatem. Islandia jest największym domem tych ptaków. Żyją również w Szkocji i kilku innych krajach, a co ciekawe, występowały również gromadnie w Stanach Zjednoczonych, gdzie zostały... wyjedzone.

No właśnie, podobno są przysmakiem. Podobno, bo my ich oczywiście nie próbowaliśmy ani nawet nie widzieliśmy w żadnym menu (generalnie tam gdzie jadaliśmy w menu królowały pizze i hot dogi, a więc ciężko o puffina w tego typu "restauracjach"). Niestety z uwagi na swoje kształty, maskonury latają dość ociężale i są mało zwrotne. Można je zatem złapać w siatkę podobną do siatki na motyle. I tak się je łapie. Maskonury są tradycyjną potrawą na Islandii i pewnie tylko dlatego, że mają tam tak dogodne warunki do bytowania, jeszcze nie wyginęły.

Dla zobrazowania o czym mówię i o tym, jak popularne jest to zjawisko polecam filmik z Gordonem Ramseyem w roli głównej: http://www.youtube.com/watch?v=AAIaZdxYzqY . Wyczytałem również, że gdy szukał maskonurów na klifach, spadł z jednego z nich (z klifu, nie z maskonura) do wody i prawie utonął. Solidnie się przy tym poturbował, a jeden wkurzony maskonur ugryzł go na dodatek w nos :) (http://www.telegraph.co.uk/news/celebritynews/2464417/Gordon-Ramsay-nearly-dies-after-cliff-fall.html).

My się ograniczyliśmy do tego, do czego na szczęście ogranicza się większość turystów, czyli do robienia fotek i filmowania tych wdzięcznych modeli. Krótki filmik nakręcony naszym aparatem (d90 ze stałką 35 mm rulez!) i kilka fotek możecie zobaczyć tutaj:


Podczas robienia fotek w najbezpieczniejszej i najwygodniejszej pozycji :)
No to seria maskonurów:


Oraz alk, które nocują raczej gromadnie:
Z klifów Látrabjarg aktywnie korzystały również owce:
A same klify wyglądają tak:

PS. Podziękowania dla Oskara za pożyczenie obiektywu 35 mm. Fantastycznie maluje!

wtorek, 26 lipca 2011

Blog's not dead yet

Zwykle wrzucaliśmy nasze fotki powyjazdowe na picasę, ale jest tam mało miejsca na opis a i tak go pewnie nikt nie czyta. Dlatego tym razem spróbujemy wrzucić fotki na bloga i opatrzyć je bogatszym opisem. Na picasę wrzucimy również, ale później. Tak więc, jeżeli wciąż macie ochotę choć trochę bliżej poznać ten niesamowicie ciekawy kraj jakim jest Islandia, to zapraszamy. Dajcie nam tylko trochę czasu na uporządkowanie wszystkiego i pogrupowanie wg jakiś tematów, żeby bałaganu nie było...

poniedziałek, 25 lipca 2011

Dom

Jesteśmy w domu. Ostatniej nocy Islandia nie pozwoliła nam wrócić do domu z wrażeniem, że to kraj przyjemny, bezpieczny i przewidywalny... Wręcz przeciwnie. Wyraźnie podkreśliła, że to ona tam rządzi, a pogoda jest więcej niż kapryśna. Nasz mały, trochę prosty, ale może właśnie dlatego taki stabilny i wytrzymały namiot generalnie wytrzymał całonocny napór wiatru i deszczu, chociaż nie obyło się bez zmoczeń... Namiot obok odleciał :) Namiot z drugiej strony stał jeszcze bardziej stabilnie niż nasz, ale do jego rozłożenia były potrzebne (w takich wietrznych warunkach) 4 osoby, mimo że śpią tam tylko dwie. A po spakowaniu zajmuje 2 razy tyle miejsca co nasz, więc się nie liczy :)

Acha, jeśli ktoś nie wierzy (bo ja sam bym nie wierzył, w życiu nie odczułem wiatru 10 Bf), to mam zdjęcie zrobione kamerą (słaba jakość) już po fakcie (w trakcie pomiaru nie byłem w stanie zrobić zdjęcia) z prędkością maksymalną w km/h. O samej skali można poczytać tutaj :) http://pl.wikipedia.org/wiki/Skala_Beauforta
Acha, no i jest to prędkość maksymalna a nie średnia... Średnia za minutę (dłużej nie było sensu stać) była na poziomie 9 Bf.

Podsumowanie naszego islandzkiego wyjazdu napiszemy już na spokojnie, gdy zgramy zdjęcia i zmontujemy film. Tymczasem czas na odpoczynek po urlopie... ;)

Pozdrawiamy,
M&M

niedziela, 24 lipca 2011

?!

Slabo sie spi w tych warunkach, wiec zaspiewam (i nie sklamie przy tym) "10 w skali Buforta!". Pomiar sprzed 5 min:) Pzdr

Wieje!

Wczoraj pochlonal nas Reykjavik,swietne miasto! Dzis znow camping. Wieje 8-9 st.B. Namiot obok polegl.Nasz daje rade!

piątek, 22 lipca 2011

22 - Jedzenie

Jedzenie - czyli informacje w pelni opracowane przez... wiadomo kogo :)


Ilekroc przyjezdzamy do jakiegos nowego kraju staramy sie dowiedziec co nieco o okolicznej kuchni i sprobowac loklanych przysmakow, nawet jesli wydaja nam sie z gruntu obrzydliwe;)

Nie ma co ukrywac, dzial kulinaria w przewodniku po Islandii zajmuje mniej wiecej 1/10 tego co ten sam rozdzial w przewodniku np. po Grecji nie nastawialismy sie wobec tego na zadne cuda.

Czytamy, robimy zakupy w lokalnych supermarketach, odwiedzamy stacje benzynowe, przydrozne bary (a raczej bareczki, jesli chciec w tym okresleniu zawrzec prawde o ich rozmiarze;) a przed nami jeszcze tylko wizyta w jakiejs moze odrobine mniej przydroznej knajpie w Reykjaviku.

I oto co nam sie nasunelo:

1) Napojowa staystyka

Islandczycy kochaja kofeine. Jak wyczytalismy w ktoryms ze skwapliwie i szczodrze rozdawanych tu przeroznych przewodnikach PRZECIETNY Islandczyk wypija srednio 115 litrow coli rocznie. Nic dziwnego zatem, ze maja tu nawet specjalne pollitrowe i litrowe (!) puszki, wszak bez sensu byloby 4 razy latac do lady podczas jednego posilku ;) Do tego w ogromnych ilosciach i bez przerwy pija kawe, podobno nawet jak mowia o herbacie, to tak naprawde mysla o kawie. Nie dziwi nas juz absolutnie widok lokalesa przygotowujacego sobie pelen termos kawy parzonej o polnocy!

2) Zdzwienie

Wyobrazalismy sobie, jak sie okazuje zupelnie nieslusznie, ze Islandia stoi rybami i owcami. A tu nic bardziej mylnego. Islandia stoi fastfoodem! Islandczycy kochaja hamburgery, cheeseburgery, hot-dogi, pizze. Hot-dogi zwlaszcza. Bywa, ze nawet kolo jakis bardzo popularnych atrakcjach stoja sobie budki z wielkim napisem Pylsur a przed nimi sznureczek chetnych (w przewodniku nawet dokladnie wymienione sa budki do ktorych to konkretnie trzeba sie udac, bo np. jadl tam Bill Clinton (tez tam pojdziemy, jak bedziemy w Reykjaviku, a co!)).

3) Oburzenie

Wsrod polecanych loklanych, tradycyjnych dan, niestety wciaz popularnych ze wzgledu na zaintresowanie mieszkancow i turystow, figuruja takie pozycje jak wieloryby i maskonury (tak tak, te fajne ptaszki o ktorych bylo wczesniej)...

4) Przeginanie

Islandczycy jedza mase slodyczy! Ale mowiac mase, mam namysli MAAASE! Zelki we wszystkich ksztaltach, kolorach i smakach, lukrecja zatopiona we wszystkim, lody napakowane i obtoczone w czym sie da (byle slodkim), ciastka, ciasta, czekolady, itp., itd. Lody oczywiscie dla ochlody tego cieplego lata...

5) Obrzydzenie lub totalny szok

Rekin. Zakopywany w ziemii na 2 miesiace az zacznie sie rozkladac i wydobedzie sie z niego caly szereg trujacych dla czlowieka substancji (ciekawostka: te trujace substancje to jakies zwiazki amoniaku, ktore powoduja, ze rekin nie zamarza (wszak jest to ryba – organizm zmiennocieplny) w temperaturze rzedu od -2 do 0 st C)). A potem rachu ciachu na talerz. Podobno jedzenie tego przysmaku przypowina zucie kawalka ciagnacego sie, ostrego sera plesniowego popijane amoniakiem. Ale liczy sie tradycja! Smacznego :)

22 - Prawie koncowka

Na wstepie chcialbym powiedziec, ze Francuzi totalnie przegieli... zreszta zobaczcie sami:  ;)

Bedzie miejsce na kuchnie i na sypialnie... Oui ;)


W wolnym czasie czesto ogladamy mape Islandii. Jest naprawde fascynujaca – taki niewielki kraj, a ma niesamowicie ciekawa „budowe“. Rozmieszczenie fiordow, wysokosci przeleczy i lodowcow, zasieg jezorow lodowcow, wielkosci pol lawowych, itp. Itd. Na mapie, z gory, widac to jak na dloni. Mimo to, a moze wlasnie dlatego, drog jest tu niewiele (i dlatego tyle zajmuje zaplanowanie jakiejs sensownej trasy do danego miejsca), al ejak sie wjedzie do jakiegos bardziej zaludnionego obszaru i zobaczy sie taki znak jak na zdjeciu ponizej, to nic tylko schowac meska dume i pogodzic sie (oraz, co wiecej, posluchac wskazowek) GPSa...
Grunt to szybka informacja i jasny przekaz ...

Tytulem uzupelnienia ostatniego posta dodam, ze w miejscowosci Vik, przez ktora wczoraj jechalismy, jest tablica pokazujaca predkosc i kierunek wiatru oraz temperature. Takich tablic w calym kraju jest z reszta wiele. Ta jednak jest wyjatkowa, gdyz pokazuje rowniez czy w okolicy sa jakies burze piaskowe oraz czy wulkan Katla sie nie uaktywnia - a nie jest to takie oczywiste, bo jest pod lodowcem i efektow jego aktywnosci bezposrednio nie widac. W zeszlym tygodniu dal tu wszystkim popalic (prawie doslownie) i spowodowal taka powodz, ze wody i gory lodowe zmiotly z powierzchni ladu most, co odcielo wschod od zachodu na poludniu wyspy. Dopiero 4 dni temu most odbudowano (swoja droga calkiem szybko), a do tego czasu kursowaly barki...

Dowiedzielismy sie rowniez, ze czerwiec 2011 roku to najzimniejszy czerwiec od 1949 roku. Pewnie dlatego Marta spi w czapce ziomowej :)
Dzisiaj jestesmy tutaj: http://maps.google.com/maps?q=64.09524,-21.04494. Zaliczylismy takie "must-see in Iceland" i szczerze srednio nam sie to podobalo. Kazdy poprzedni dzien byl znacznie lepszy niz dzisiejszy pod wzgledem widokowo-turystycznym.

Wlasnie zrobilem takie oto zdjecie. Ciekawe co to :) Mapa i kompas mowia, ze to ani Hekla ani Katla. Pewnie cos mniejszego...
Ciekawe co to z tego grzybka bedzie...
 
Pozdrawiamy!
M&M

czwartek, 21 lipca 2011

21 - Roznosci

Zaraz opuszczamy Selfoss. Przyjechalismy tu wczoraj z miejscowosci Vik, ktora to statystycznie jest najbardziej deszczowym miejscem na Islandii. Poniewaz statystyki nie da sie oszukac, odczulismy to doktliwie i  to kilkukrotnie. Nie wiedzialem na przyklad, ze podkoszulka moze wazyc ze 3 kilo po polgodzinnym spacerze (poniewaz mial byc taki krotki nie bralismy nic przeciwdeszczowego - jak sie okazalo byl to wielki blad :) ). Ale na szczecie po kazdej  takiej ulewie przychodzilo slonko, takze ostatnie dwa dni uplynely tam na moknieciu i suszeniu ciuchow na zmiane...

Gdy przejezdzalismy z Vik do Selfoss, to udalo nam sie dostrzec dosyc czesto wystepujace w tym obszarze burze piaskowe (wyglada to jakby ktos w danym miejscu grawitacja dzialala odwrotnie i piach z podloza sam unosil sie do gory i lekko zaczynal wirowac). Na szczescie widzielismy je z daleka, bo ubezpieczenie naszego auta nie pokrywa zniszen spowodowanych tego typu zjawiskami. Ubezpieczenie naszego auta generalnie niczego nie pokrywa, a poniewaz mamy kilka odpryskow na lakierze od kamieni z drog szutrowych... kupimy jakis flamaster... :)

No i wlasnie podczas proby sfotografowania takiego zjawiska hen daleko przed nami, zatrzymalismy sie posrodku niczego, rozstawilismy z aparatem i statywem i zaczelismy fotografowac... W przeciagu kilku minut przyszedl taki wiatr, deszcz i grad, ze zaczelismy sie zwijac. Jakos tak wyszlo, ze na chwile puscilismy statyw z aparatem (stabilnie rozstawiony na twardym podlozu) i w tym momencie tak zawialo... ze calosc zaliczyla drugie juz spotkanie z islandzkim gruntem. Tym razem szkody na obiektywie sa bardziej widoczne, ale (jak to mi kiedys na zdjeciach pokazywal kolega Arkadiusz) duzo wiecej tego typu zadrapan potrzeba, aby bylo to widoczne na zdjeciach (zdjecie obiektywu ponizej). Generalnie gdyby ktos chcial zakupic lustrzanke tej firmy co ja, to polecam mu ten obiektyw (18-200 mm ze stabilizacja), ze wzgledu na odpornosc na urazy mechaniczne i warunki atmosferyczne :D


Biedy obiektyw... Ale ciagle daje rade!
Podczas tego przejazdu widzielismy rowniez (z oddali) cos, co moze nam delikatnie zmodyfikowac plany. Wulkan Hekla. Jest to bardzo ladny wulkan stozkowy, ktory ostatnio wybuchl w 2000 roku a przez ostatnie 50 lat wybuchal mniej wiecej co 10 lat. Erupcja w 1948 trwala... rok :) Takze mamy nadzieje, ze uda sie nam wydostac z wyspy zanim Hekla (zwana "wrotami piekiel") da o sobie znac. Konkuruje ona w tej materii z wulkanem Katla, ktory to jest wulkanem podlodowcowym i z naszego punktu widzenia duuuzo gorszym, gdyz erupcja tego wulkanu, podobnie jak z zeszlego roku Eyjafjallajökull, oznacze wyrzucenie w powierze masy pylu groznego dla ruchu lotniczego... Mysle, ze ktorys z nim w tym roku sie jeszcze odezwie...

Hekla... czeka...

Pogoda nie jest jedynym czynnikiem wywolujacy, lekkie zamieszanie u nas. Ostatnio probowalismy rozgryzc to, jak nazywaja sie Islandczycy. Okazuje sie, ze nazywaja sie totalnie dziwacznie! I nie chodzi tu o same imiona czy nazwiska...

Kazdy zna Björk, prawda? Björk to jej imie, a na nazwisko ma Guðmundsdóttir. Znaczy to, ze jest corka Guðmunda. A ciekawe jakby nazywal sie jej brat (nie wiem, moze ma brata, moze nie, nie wazne)? Przeciez nie bylby tez Guðmundsdóttir, prawda? Prawda - bedzie Guðmundsson. Czyli brat i siostra moga miec inne nazwiska! Czy to nie dziwne? Co wiecej, tata i mama Björk (i kazdego Islandczyka) maja rowniez rozne nazwiska! :D To dopiero jest odjechane! Wklejamy ponizej schemat bardziej szczegolowo opisujacy te zaleznosci. Taki sposob przydzielania nazwisk nazywa sie sposobem patronimicznym :)


Mamy nadzieje, ze po kliknieciu bedzie cos widac na tym zdjeciu :)
Inna ciekawostka dotyczaca Islandii jest to, ze podobno je sie tu gnijace rekiny, ktore przed zjedzeniem leza jakis dlugi czas zakopane pod ziemia. Troche naciagane. Ale w szczegolach opiszemy to nastepnym razem, bo czas goni nas!

20 - Predkosc

Jestesmy w Selfoss, czyli powoli zamykamy petle. Czas tu zdecydowanie za szybko leci - to juz 21 noc... Pzdr!

wtorek, 19 lipca 2011

19 - Jezyk

Dzis jestesmy w miejscowosci Kirkjubæjarklaustur (jesli dobrze to napisalem). Przyjechalismy ze Skaftagellsjökull a jutro moze wybierzemy sie do Landmannalaugar. Z premedytacja wypisuje tu te nazwy, bo sa to przyklady na to, jak turyscie w Islandii moze byc ciezko nie tylko z pogoda. Nabralismy troche doswiadczenia w poslugiwaniu sie tymi nazwami i gdy chcemy powiedziec, ze chodzi nam np. o wspomniane Kirkjubæjarklaustur (nie do wymowienia dla nie-islandczyka) to mowimy po prostu "No wiesz, to miasto z dluga nazwa zaczynajace sie na Kirk...". Zabiera to duzo wiecej czasu i slow, ale jest naprawde bardziej skuteczne...
Nawet Panstwo Dunczycy, o ktorych wspominalismy ostatnio mowia, ze dla nich islandzki jest nie do nauczenia sie. Potrafia cos tam zrozumiec ze sluchu, ale nic nie powiedza. A przeciez dunski i islandzki kiedys byly bardzo podobne. Dowiedzielismy sie, ze islandzki teraz jest mniej wiecej w takiej formie, w jakiej dunski byl jakis 1000 lat temu :) Dlatego podobno kazdy Islandczyk potrafi bez problemu odczytac ksiegi pisane w sredniowieczu (chociaz jak patrze na przecietnego islandzkiego nastolatka, to nie wydaje mi sie, aby byl w stanie w ogole cokolwiek odczytac...).
Jezyk umowzliwia rowniez identyfikacje osob na polach kempingowych. W szczegolnosci kuchnie kempingowe sa miejscami, gdzie slyszy sie najrozniejsze jezyki. Bardzo czesto slychac niemiecki, co potwierdza sie po wyjsciu z kuchni i zobaczeniu ilosci bialych kamperow na malych kolkach. Niemcy sa w stanie zabrac swoje kampery doslownie wszedzie, mysle ze maja rowniez specjalne wersje na Australie i Antarktyde. Jednak najliczniejsza grupe turystow stanowia tutaj Francuzi. W ogole wydaje nam sie, ze Islandia staje sie na lato jakas kolonia francuska. Rowniez widac to po wygladzie pola kempignowego. Jezeli bedzie na nim co najmniej jeden namiot przypominajacy maly cyrk (zdjecie ponizej), to pewne jest, ze na polu jest minimum 20 Francuzow i jeden kierowca samochodu sluzacego do przewozenia takiego dziwacznego namiotu...

A nam ostatnie dwa dni uplynely pod znakiem gor lodowych i lodowcow. Bylismy nad slynnym (i totalnie turystycznym, ale mimo to warto) Jökulsárlón (dla odmiany to bardzo mila do wymowienia nazwa!),  gdzie podziwialismy gory lodowe odrywajace sie od lodowca Breiðamerkurjökull (tego nawet nie bede probowal wymowic), ktory to jest czescia najwiekszego lodowca w Europie i trzeciego w swiecie - Vatnajökull. To bylo wczoraj. Dzis zblizylismy sie do lodowca jeszcze bardziej, a nawet udalo sie nam po nim pochodzic. Niestety sam lodowiec nie byl bialy czy niebieski (jak to zawsze w filmach pokazuja), byl brudno-szaro-czarny. Stal sie taki za sprawa majowej erupcji wulkanu Grimsvötn, ktorego pyl wulkaniczny zabrudzil to, po czym dzisiaj chodzilismy. Takze spoznilismy sie jakies 3 miesiace na bialy lod, ale za to mamy plecaki brudne od pylu wulkanicznego :)

Pozdrawiamy serdecznie wytrwalych Czetelnikow :)
M&M

Namioty Francuzow...  Ciekawe czy cos tam wystawiaja? ;)

To co pozostalo z gory lodowej wyrzucone na czarna plaze na poludniowym wybrzezu wyspy.

Gory lodowe plywajace w (jak to sie okresla) lagunie lodowcowej Jökulsárlón.
(btw. ten czarny punkt na dole zdjecia to foka  - plywalo ich tam kilka w poszukiwaniu jedzenia:)

Raki na naszych butach, a pod nimi warstwa pylu wulkanicznego przykrywajaca lodowiec.

poniedziałek, 18 lipca 2011

18 - Droga

Witamy,
Pogoda dzisiaj tak na pol, tzn. jest lekki wiaterek... Nasze nadzieje odnosnie totalnie odmiennej pogody na poludniu (tej w sumie niewielkiej wyspy) jak na razie sie potwierdzaja.

Ale bedac jeszcze pod wrazeniem wczorajszego przejazdu, chcielibysmy Wam powiedziec kilka slow o tutejszych drogach. OK, ale wyglada na to, ze nie powiemy, bo wlasnie nam sie drastycznie zmniejszyla ilosc czasu. Wlasnie spotkalismy pare Dunczykow, ktora spotkalem wczesniej jadac na rowerze, wiec wybaczcie, ale rozmowa z nimi czeka :) Dodam tylko, ze Pani Dunka uwielbia Islandie i jak mi zdradzila wczesniej, byla tu juz ponad 70 razy! Maja tu nawet wlasny samochod, ktory trzymaja w Reykjaviku! Ale zycie z perspektywy Dunczykow w kontekscie Islandii i Grenlandii wyglada nieco inaczej (duzo wspolnej historii). Pani zdradzila rowniez, ze jej syn od miesiaca przebywa i prowadzi badania na jakims grenlandzkim lodowcu... No coz, rozne ludzie maja zawody, wszystkie (podobno) potrzebne :)

Opisu wiele nie bedzie, ale chociaz zdjecia wrzucimy...

Najpierw byla droga szutrowa, ale nie taka jak we Fiordach Zachodnich - tu szutr jest gladki... A piszemy o tym dlatego, ze gdy sie przejedzie nim kilkadziesiat km, to ma to wielkie znaczenie, jaki on jest...

To zdjecie zrobila Marta na drodze nr 1, czyli glownej drodze w kraju, obwodnicy liczacej 1339 km, ktora miejscami jest... rowniez szutrowa! Pacholki w Islandii stawiane sa co 50 m i sa zdecydowanie wyzsze (pewnie ze wzgledu na snieg), co zdecydowanie pomagalo w tej totalnej mgle. Ale zeby glowna droga byla szutrowa...

A to zdjecie z Fiordow Wschodnich. Niesamowite, totalnie niedoceniane (w przewodnikach) miejsce, o ktorym nie powiemy nic wiecej, gdyz te wrazenia chcemy pozostawic sobie :P Powiem tylko, ze Fiordy Wschodnie pozostawily uczucie duzego niedosytu i rozbudzily nasza ciekawosc...

17 - Dluga trasa

Przejechalismy z Mývatn na poludniowy wschod, w poblize miejscowosci Höfn. Nocujemy tutaj: http://maps.google.com/maps?q=64.3111,-15.23040
Trasa przez Fiordy Wschodnie, mimo ze z perspektywy samochodu, byla dla nas wielkim przezyciem, a sam dzien obfitowal w ciekawostki, mimo pogody miejscami na 2. Teraz, o polnocy, jest zero! Jestesmy wykonczeni, idziemy spac i wiecej postaramy sie napisac jutro.

Widok na lodowiec, nawet z tak daleka i przy takim slabym swietle, jest niesamowity...

niedziela, 17 lipca 2011

17 - Kilka slow o mieszkancach

Wyniki naszych doswiadczen i obserwacji...

Na pierwszy rzut oka Islandczycy niczym sie nie roznia od przecietnego Europejczyka. Powiedzialbym wiecej, ciekawie sie ubieraja, dobrze mowia po angielsku, sa kultruralni i pomocni, a wiekszosc z nich zajumje sie uprawianiem jakiegos rodzaju sztuki (spiewanie, granie, poezja, malowanie, itp.). W koncu to cywilizowany, bogaty kraj... A jednak w kilku spotkanych na drodze osobach bylo cos dziwnego, co do daje do myslenia.

Spotkanie 1
Trwal jeszcze etap rowerowy. Fiordy Zachodnie, droga nr 60, jechalem ze swiadomoscia, ze postoj na kempingu jest raczej niepewny, bo... kempingu prawodopodobnie nie ma w promieniu wielu kilometrow. Od kilku kilometrow rowniez pustka. W koncu widze farme. Podjechalem. Wychodzi na przywitanie para nastolatkow. Rozmawiamy o kempingu (a raczej o jego braku), pogodzie i wulkanach. Po kilku minutach osmielilem sie spytac, co oni robia na takim odludziu. Oni na to, ze pod wakacyjna nieobecnosc rodzicow dziewczyny opiekuja sie domem i... basenem (tak, widzialem na wlasne oczy: 10 km niczego - farma i basen - kolejne kilometry pustki (dokoncze ten watek pozniej)). Zobaczyli moje zdziwienie na twarzy i dodali, ze takie lato jest super i w ogole ta farma jest wspaniala...

Spotkanie 2
Rowniez etap rowerowy. Skrzyzowanie drogi 60 i ktorejstam, nie pamietam. Stacja benzynowa (foto ponizej) i maly budynek. Okolica wyglada, jakby jedynym gosciem (i to stalym) w tych stronach byl wiatr. W poszukiwaniu chociaz jednej bezwietrznej chwili, wszedlem do srodka. Byla tam tylko starsza pani (obsluga tego centrum). Rozmowa sie totalnie nie kleila, bo pani na moje pytania odpowiadala (chyba) po islandzku. Nie wiem na pewno, bo go nie znam :) W kazdym razie dalem jej do zrozumienia, ze posiedze sobie chwile w tej oazie spokoju (doslownie!). Wyjalem snickersa i ogarnialem mape. Gdy tak siedzialem, to po dluzszej chwili zwrocilem uwage, ze gospodyni kilkakrotnie wstawala i poprawiala cos na wystawie lokalnego rzemiosla (swetry, kubki, figurki i inne duperelki), przy czym poprawki te sprowadzaly sie do przesuniecia tego czy owego i kilka centymetrow w prawo czy w lewo...

Spotkanie 3
Plyniemy z Marta lodzia motorowa na Hornstrandir. Lodz pelna turystow z plecakami, ale jak sie okazalo - nie tylko... Wg oficjalnego planu rejsu mial byc tylko jeden przystanek - na zatoce Hornbjarg i tu przystanek byl. Wysiedli na nim wszyscy (w tym i my) standardowi turysci (typu plecaki, namioty, jedzenie i idea typu "to teraz radzimy sobie sami na tym pustkowiu"). Okazalo sie jednak, ze nie takim pustkowiu i ze nie wszyscy tam wysiedli. Zostala na pokladzie pewna pani z kilkoma skrzynami prowiantu, ciuchow, itp., a lodz zabrala ja dalej do jej sumerhuset (domek letniskowy). Domek, do ktorego nie ma zadnej drogi (oprocz drogi wodnej), bez elektrycznosci, niespodziewanych gosci czy listonosza...

W tych 3 przypadkach naszym zdaniem widac cos, z czym Islandczycy radza sobie doskonale, co wcale im nie przeszkadza, a czego wrecz poszukuja i pozadaja. To poczucie odosobnienia, samotnosci lub bardziej po ichniemu - nieskrepowanej wolnosci. Bo jak mowi Marta, oni po prostu chca uciec od codziennego pedu i zgielku miasta (wszak na Islandii, aby dana miejscowosc uzyskala prawa miejskie, musi w niej mieszkac wiecej niz 200 osob :)). Latwo sobie wyobrazic jaki to halas i zgielk jest w takim tlumie na codzien!
Islandczycy takie pragnienia maja po prostu we krwi. Polowa historii w przewodniku zaczyna sie od tego, ze nad jakis fiord albo zatoke przybyl jakis ...son i tak mu sie spodobalo, ze wybudowal sobie tam dom i postanowil sie osiedlic. Gdy przejezdzalismy przez Fiordy Zachodnie mielismy wrazenie, ze w tym zakresie nic sie nie zmienilo. Dom... nascie kilometrow... dom... nascie... Biedny listonosz :)

A my z Fiordow Zachodnich przejechalismy szybko przez nudna polnoc - kraine farm (lub jak ktos woli ferm) owiec i koni, by spotkac sie z wielorybami (juz pisalismy jak bylo) i z geologia i wulkanologia. Dzisiaj opuszczamy rejon Mývatn (kratery, jeziora, skaly powulkaniczne, pola lawowe, gorace zrodla, itp.) i jedziemy na poludniowy wschod do krainy lodowcow. Vatnajökull czeka!

Pozdrawiamy serdecznie, pogoda u nas dzisiaj na 2 (7 stopni i deszczyk), ale wczoraj mielismy nawet 0!
M&M

PS. Odnosnie basenow, to wydaje nam sie, ze zrozumielismy ten fenomen. Otoz tu praktycznie w kazdej miejscowosci (a wiemy juz co to jest miasto tutaj...) jest basen! Ale jakos Islandczycy na mistrzostwach swiata w plywaniu nie bryluja... W czym wiec rzecz? (Marta znalazla znak zapytania na islandzkiej klawiaturze!) W tym, ze sa to w wiekszosci przypadkow baseny geotermalne, znaczy, ze jest tam baaardzo ciepla woda :) Wczoraj, gdy zziebnieci wracalismy do namiotu, spojrzelismy na termometr, ktory pokazywal wspanialomyslne 6,5 st. C. Basta! Idziemy na basen. Nawet nie basen, ale otwarte kapielsiko. Powietrze 6 stopni, a woda 38-40 :D Bylo bosko! Taki basen dziala 100 razy lepiej niz prysznic i nawet zapach siarkowodoru juz nie przeszkadzal :)

Na wielorybach. Policzylismy - Marta ma na glowie zimowa czapke i 3 kaptury! :D I nie czula sie przegrzana ;) (islandzkie lato w pelni). Pi i Sigma z Matplanety sa z Marty dumni, a ludzik Mechelin jej troche zazdrosci :)

Centrum logistyczne w Fiordach Zachodnich

Bardzo chcielismy zostac na noc, ale nie pozwolili :( Tutaj kolo 23:00

sobota, 16 lipca 2011

16 - Szczescia nie mozna kupic :)

Witajcie,

Tak wlasnie. Stare powiedzonko mowi, ze szczescia nie mozna kupic i dokladnie wczoraj tego doswiadczylismy. Chodzi o wieloryby...

Otoz jestesmy w Húsavíku. Mowia tu o sobie, ze jest to jedno z najlepszych miejsc do ogladania wielorybow na swiecie. Maja swietne muzeum temu poswiecone, ktore z wielkim zaciekawieniem zwiedzilismy. Doedukowani udalismy sie na rejs (cholerne 52 Euro od osoby). Rejs trwal od 20:00 do 23:30 (to cala noc jest jasno, wiec akurat czasu jest wiele na obserwacje). Plywalismy jakas krypa po jednej z najbardziej zawielorybionych zatok na swiecie i co... Po 2,5 h marzniecia (mimo takich fajnych marynarskich wdzianek) i mokniecia (fale rozbryzgujace sie o debowy kadlub naszej lodzi) zobaczylismy pletwe! I tyle - zobaczylismy te pletwe jeszcze kilka razy i juz...

Gdy porowanalismy to z sytuacja, w ktorej zrobilismy zdjecie przedstawione ponizej, to doszlismy do wniosku, ze szczescia (w wypatrywaniu wielorybow) po prostu kupic nie mozna. Mielismy milion razy fajniejsze warunki - ot jechalismy autem po brzegu fiordu i zatrzymalismy sie, bo inni ludzie juz tam stali i patrzyli sie w wode. Pogoda byla bliska 0, moze 0,5 i po prostu moglismy patrzec sie jak ogromny humbak plywa sobie powolutku i wynurza sie tu i tam.. Nie tylko go widzielismy ale i slyszelismy jego oddech (ta fontanna pokazywana na rysunkach...). Bomba! I to wszystko w ciszy, spokoju, samotnie (tamci ludzie sie znudzili i pojechali) i... za totalna darmoche :) Po prostu wieloryb byl nasz!

Aby sie po tym wszystkim ogrzac (i po dzisiejszym poranku - pogoda na 2 (deszcz i zimno)) pomocny byl prysznic. Problem tylko w tym, ze jestesmy w mocno geotermalnej okolicy, gdzie ciepla wode pozyskuje sie bezposrednio (lub po ochlodzeniu w elektrowni) spod ziemi. Ma ona zatem zapach zgnilych jaj (siarka) a jest to jednak krystalicznie czysta woda... zalecana nawet do picia :) Ciezko sie kurcze do tego przekonac :)

OK, tradycyjnie kolejka za nami, wiec konczymy (zdjec wrzucic nie zdazymy). Pozdrowienia!

piątek, 15 lipca 2011

15 - Natura

Tak wlasnie wyglada slynny maskonur (ang. puffin). Marta oszalala na ich punkcie :) Fajnie daja sie fotografowac, gdy sa senne wieczorem...

Takie oto widoki nam sie przytrafily, praktycznie z samochodu... Wiecej wielorybow wkrotce :)

15 - Tak na szybko

Paradoksalnie, im wiecej cywilizacji (szybko posuwamy sie na wschod), tym mniej dostepu do internetu, goscinnosci i uslug za darmo. Pogoda sie schrzanila na dobre. Dzisiaj przez wiekszosc dnia mamy "trojke", co w naszej skali oznacza, ze wystepuja trzy niefajne skladniki pogody na raz:
  • wiatr,
  • deszcz,
  • niska temperatura.
Czyli jesli mamy trojke, oznacza to, ze wystepuja wszystkie trzy, wczoraj przez wiekszosc dnia byla dwojka (nie bylo deszczu), a rano nawet zero! I wlasnie przy zerze bylismy na plazy, a maja tu plaze jak z poludnia Europy, tyle ze fale inne, bo oceaniczne... Woda krystalicznie czysta, turkusowa, ale wejscie do niej oznacza zlapanie skurczu szybciej niz sie wymowi nazwe wulkanu, ktory wybuchl w zeszlym roku. Gdy bylismy na Hornstrandir przekraczalismy rzeke, w doslownym tego slowa znaczeniu - trafilismy na odplyw, a wiec miejsce, gdzie woda slodka mieszala sie ze slona bylo dosc plytkie. Niemniej musielismy przejsc 200 m w wodzie po kolana, co skutkowalo niesamowitym bolem i okrzykami... Nawet nie chce myslec, co sie musi dziac po wejsciu do wody morskiej, wszak ta slodka jest zawsze troszke cieplejsza...

Dowiedzielismy sie, ze zeby Islandczyk mogl stac sie prawdziwym mezczyzna, musi doplynac do pewnej wyspy (2,5 km od ladu) trzymajac w jednej rece pochodnie i spiewajac hymn islandzki. Zyczymy powodzenia :)

OK, jestesmy w muzeum wielorybnictwa i wieloryby na nas czekaja (oraz kolejka chetnych do skorzystania z komputera za nami), takze tyle wiesci na teraz. Postaramy sie dopasc jakis komputer, aby pokazac Wam maskonury - Marta zastanawia sie mocno, czy obecnie to wlasnie maskonur bedzie jej ulubionym zwierzakiem, czy dalej pierwsze miejsce bedzie nalezalo do malych pingwinkow :)

Pozdrawiamy!
M&M

czwartek, 14 lipca 2011

14 - Látrabjarg

Witajcie,
U nas wszystko w jak najlepszym porzadku. Jestesmy, jak to wyczytalismy w przewodniku, w najdalej wysunietym na zachod punkcie Europy (nie liczac portugalskich Azorow :) ), takze jest to dosyc szczegolne miejsce i nielatwo tu dojechac, nawet samochodem. Co do samochodu to mielismy naprawde szczescie - zarezerwowalismy sobie najtanszy mozliwy (segment A), ale poniewaz nie mieli takiego w Isafjordur, to dali nam taki jaki mieli, czyli wozimy sie Skoda Octavia kombi 4x4 :D W cenie Yarisa oczywiscie :)
Wiecej napiszemy jak juz bedziemy mieli lepszy dostep do neta - pani z recepcji kempingu sie juz niecierpliwi...

Ruszamy na wschod wyspy,
Pozdrawiamy!
M&M

środa, 13 lipca 2011

12 - Ponownie w Ísafjörður, tym razem razem

Witamy, tym razem we dwoje :)

Mimo opoznienia samolotu Reykjavik - Ísafjörður, Marcie udalo sie zdazyc i razem weszlismy na poklad lodzi, ktora poplynelismy na wybrzeze Hornstrandir. Zmienilismy troche plany i spedzilismy tam tylko jedna, wczorajsza noc. I tak bylo rewelacyjnie! Udalo nam sie wejsc na jeden z ptasich klifow Hornbjarg (dla zainteresowanych link do google maps: http://maps.google.com/maps?q=66.44740,-22.40649). Naprawde niesamowite miejsce. Pusto (oprocz nas bylo tam moze z 10 osob przemierzajacych te tereny), surowo (teren rezerwatu przyrody, czyli zadnych ognisk, wszystko trzeba przywiezc (no, oprocz wody), a to co sie przywiozlo trzeba zabrac, no i dostac tam sie mozna tylko z wody...) i dziko (masa ptakow - alk, nozykow, maskonurow, mew oraz lisy polarne, juz prawie po letnim linieniu, czyli byly czarne, ale ogony jeszcze mialy biale i puszyste). Bylismy tam w sumie nieco ponad dobe przy bardzo dobrej pogodzie (jak na to miejsce). Ale i tak, mimo calego tego dzikiego charakteru tamtejszej przyrody, przytlaczajacej przestrzeni, nieustannie huczacego wiatru, wysokich i ostrych klifow oraz ogluszajacego pisku ptakow, najlepiej zapamietam to, ze Marta przywiozla pysznego, smazonego kurczaka, ktorego nie jadlem juz od 2 tygodni :D

Dzisiaj wrocilismy do Ísafjörður, ktore jest najwieksza miescowoscia tutaj na Fiordach Zachodnich i stwierdzilismy ze to miasto, i Islandia w ogole, to dosc oryginalne miejsce, skoro 12 lipca, na 66 stopniu szerokosci geograficznej polnocnej (ale jeszcze nie jest to kolo podbiegunowe) na wysokosci 200-300 m n.p.m. mozna zobaczyc jeszcze snieg. Ja piernicze, to co tu musi byc zima (znak zapytania i !).

Dzien wczesniej niz to pierwotnie zaplanowalismy, czyli jutro, wypozyczamy auto i robimy tour po wyspie. Planu co, gdzie i kiedy raczej nie mamy. Jest po prostu kilka miejsc, ktore chcemy odwiedzic. W miare mozliwosci bedziemy dawac znac co i jak u nas.

Plotki o aktywnosci wulkanu Hekla sa dalece wyolbrzymione. Islandczycy zapytani o cala sprawe zachowuja sie calkowicie spokojnie i odpowiadaja, ze albo oni o niczym nie wiedza albo, ze co ja sie dziwie skoro od ostatniego wybuchu minelo 10 lat - to oczywiste, ze zaraz wybuchnie! W kazdym razie w islandzkich mediach raczej o tym cicho. Jesli cos mialoby sie dziac, to moze nam to pokrzyzowac plany dopiero za jakis tydzien, bo wczesniej sie do niej (Hekli) raczej nie zblizymy.
Tymczasem raczej koncentrujemy nasze wysilki na wyborze odpowiedniego makaronu i sosu do niego... :)

Arctic Fox, jak go tutaj zwa

Nawet jak na kampingu sa "lazienki", to nielatwo z nich korzystac :)

niedziela, 10 lipca 2011

09 - Ísafjörður

Czyli... udalo sie!
Jestem na miejscu, tzn. http://maps.google.com/maps?q=66.07378,-23.13413

Szczerze mowiac, to moje nogi tak gdzies od piatego, szostego dnia jechaly coraz gorzej. Nie bylo dla mnie mowy zeby przejechac 100 km dziennie, nie w tych warunkach i w takim terenie. To nie Norwegia :) Takze wiatr, ktory towazyszyl mi na poczatku (z reszta dalej wieje) i ktory spowodowal, ze zmienilem plany dotyczace trasy, tak naprawde bardzo mi sie przydal. Tamtej trasy bym po prostu nie ukonczyl i w tym momencie mialbym wielki problem. Nawiasem mowiac, wszyscy spotkani przeze mnie Islandczycy spytani o pogode mowili, ze lato w tym roku zawitalo tutaj bardzo pozno (w zasadzie dziesie sie to teraz). Z tego powodu zalega jeszcze w wielu miejscach snieg, a trasa Kjolur jest totalnie nieprzejezdna dla rowerow (ze 30 cm glebokosci... blota). Widokowo mysle, ze nie ucierpialem na tej zamianie zbytnio - po prostu widzialem inne piekne rzeczy i dalej widze, wystarczy, ze spojrze w prawo za okno :) Nie bylo moze lodowcow ani gejzerow, ale to sie nadrobi...

Generalnie na Islandii widzi sie rzeczy albo bardzo ladne albo bardzo bardzo ladne. I to jest problem kazdego turysty, ktory tu przyjezdza - ktore wybrac, tyle ich jest a tak malo czasu!

No, takze etap rowerowy, ktory byl dla mnie ciezki, ale i bardzo przyjemny i satysfakcjonujacy, uwazam za zakonczony. Na liczniku mam 660 km i nie jest to w zadnym stopniu imponujacy wynik. Moim zdaniem co innego zasluguje na uwage - GPS pokazuje, ile w sumie pokonalo sie wysokosci. I jest to niemala liczba, bo mozna powiedziec, ze w pionie zdobylem przez te 9 dni osmiotysiecznik. Stad to zmeczenie nog.
Inna statystyka mowi, ze podczas tych 9 dni schudlem o 8%. Specjalnie nie podaje wartosci w kg :P Generalnie potrzebne jest porzadne dokarmienie :) Ceny w sklepach nie sa jakies zabojcze (2-3 razy drozej niz u nas), ale w barach to juz jest zdzierstwo...

Stan obecny przedstawia sie nastepujaco. Jest zimno, a nawet cholernie zimno. Tzn. za dnia jest bajka, swieci sloneczko, wieje wiaterek, jest OK. Natomiast wieczorem temperatura spada drastycznie. I zaleznosc ta jest tym bardziej widoczna im dalej na polnoc sie przemieszam. Dzis rano (a bylem jeden fiord wczesniej) w nocy obudzilem sie z zimna. Termometr pokazywal wewnatrz namiotu 6 st. C. Dobrze, ze na plusie... Teraz jestem w Isafjordur i bedziemy tu albo jeszcze bardziej na polnoc do czwartku rano, a nazwa Isafjordur oznacza cholerny lodowy fiord. Powyzej 400 m n.p.m zalega tu jeszcze snieg!

Rower spisal sie naprawde dobrze. Sam nie wierze, ze on to wszystko przejechal :) Prawdziwy szacunek nalezy sie oponom, ktore daly rade bez najmniejszego problemu... do dzisiaj, ale to nie z ich winy. Dzisiaj zrobilem jeszcze maly obiazd i na normalnej drodze asfaltowej tylna opona (mocniej obciazona) cala obkleila sie asfaltem. Ja nie wiem jak oni te drogi projektowali i co na nie wylewali, ale dzisiaj jakiegos goraca to raczej nie bylo (w koncu lato jeszcze nie przyszlo, ale dopiero przychodzi, prawda (znak zapytania)), a tylna opona jest cala w asfalcie, do ktorego wszystko sie klei. Przejade przez kamyczki, potem strzela mi z opony przez przez nastepne 15 m. Ma ktos jakis pomysl jak sie tego pozbyc, bo mnie do samolotu z tym nie wpuszcza (znak zapytania).

W poniedzialek o 9:00 przylatuje Marta prosto tutaj. Z Reykjaviku mala awionetka przyleci, a wyladuje na lotnisku, ktore widac na linku u gory posta (wlacznie satelite i spojrzcie troche na pd). Podobno samo ladowanie to niezla atrakcja!

Damy znac co i jak z chodzeniem po polwyspie Hornstrandir. Jest tam jeszcze bardzo duzo sniegu (jeszcze bardziej na polnoc stad) i jest jeszcze zimniej. Obawiam sie, ze nie jestesmy przygotowani na takie warunki. W kazdym razie, nie ma tam zasiegu GSM, a wiec gdybysmy nie odzywali sie przez 3 dni, tzn. ze tam jestesmy.

Sorry za tak dlugiego posta. Po prostu tutaj, w hotelowym lobby, jest naprawde cieplo :) Ale namiot czeka...

Pozdrowienia z coraz zimniejszej (what the hell - idzie lato!) Islandii!
Michal

PS. Wczoraj wialo 7 w skali Beauforta! Mam to na wiatromierzu na zdjeciu :D

Dzisiejszy poranek - juz bylo cieplo, a w nocy kosta...

Jak mowilem, zawsze widac co najmniej jedna owce. A to oznacza, ze zawsze co najmniej jedna owca obserwuje nas!

Widok z wczoraj podczas zjazdu z brzegu fiordu.

piątek, 8 lipca 2011

07 - Muchy

Jest ich tu kurcze chyba milion!

Dzien zaczal sie od dlugiego podjazdu (a to nowosc). Podjazd szutrowy, dlugi na kila km, wysoki na 500 m. Oczywiscie 1:1 (przerzutka), bo inaczej w ogole nie ma mowy, pot sie leje z czola, a ja pedze te 6,5 - 7,0 km/h. I tak sie zlozylo, ze mniej wiecej taki wiatr wial mi w plecy, tak ze nie odczuwalem zadnego ruchu powietrza, co nie pozostawilo braku sladu na koszulce... W takich oto warunkach nawiedzila mnie chmara much. Lataly wkolo, siadaly na mnie, przechadzaly sie po mnie, chodzily po okularach i pod nimi, wlazily do nosa i do uszu, nawet zatrzymywaly sie na dluzej w otworach w kasku. Gdy co jakis czas poruszylem mocniej kaskiem na glowie, wylatywalo spod niego kilka bzyczac 3 razy glosniej z oburzeniem, ze co to ma byc!

I to zebym ja byl jakis nieswiezy... Nie, tak mi sie przynajmniej wydaje. Wszak ludzie, z ktorymi rano rozmawialem nie odsuwali sie ode mnie bardziej niz zwykle, ale z drugiej strony tu wszyscy sa uprzejmi... W kazdym razie prysznic rano byl, ale z zimnej wody...
Zalowalem, ze nie mialem ostatnio wyprobowanych przez nas lepow na muchy. Obkleilbym sobie kask i polowe okularow, poprzyczepialbym do roweru, to by zobaczyly!

A podjazd byl raczej jak z Grecji albo Izraela, a nie z Islandii. Kurz, piach, kamienie, skwar i suchota. Tak przynajmniej bylo do szczytu, gdzie jeszcze miejscami zalegal snieg.

A tak przy okazji, wiecie skad sie wziela nazwa Islandia (znak zapytania). Ja tez nie wiedzialem (przpraszam, zalozylem, ze nie wiecie :)). Otoz byl sobie swojego czasu, tj. w roku 860 pewien jegomosc, Norweg (moim zdaniem), imieniem Floki Vilgerdarson, ktory przyplynal tu, przesiedzial zime, a gdy wiosna zobaczyl zatoke pokryta lodem, to postanowil, ze nazwie te kraine Is-land, wiecie, lodowy-lad... I juz, wystarczylo :) Dobrze, ze swojego czasu nikt taki nie zawital nad Zatoke Gdanska podczas takiej zimy jak w tym roku byla. Kto wie jakbysmy sie nazywali :)

No a pozostala czesc dnia to wizyta nad wodospadem Dynjandi (myslalem sobie, leee, co tam jakis wodospad, ot leci woda w dol i wielkie halo, ale ten naprawde robil wrazenie, zdjecia na necie, ktore widzialem przed wyjazdem (podobnie jak moje zdjecia tego wodospadu) totalnie nie sa w stanie oddac jego potegi i wielkosci. Niemniej polecam je zobaczyc :)

Koniec dnia to podjazd (7 km, 550 m w gore, szutr). Nie bede go opisywal w szczegolach. Bylo bardzo trudno. Duzo podprowadzalem. Wole sobie tego nie przypominac...

To, ze etap rowerowy sie konczy widze nie tyle po mapie (bo trase zawsze mozna zmodyfikowac), ale po zapleczu gastronomicznym, ktore ze soba woze. Nieuchronnie sie konczy! Zostal napoj izotoniczny na dzis i jutro, krakowska sucha, ktora tak sobie wydzielalem dzisiaj sie wyzerowala, a pudelko po kremie czekoladowym jutro rano zostanie wylizane do czysta... Przyjedzie Marta i zacznie sie prawdziwe ucztowanie :D

Pozdrowienia,
Michal

@Ola: Nie wiem czy to Cie uraduje, ale moge sprobowac go kontynuowac po powrocie do Gdanska po codzienniej jezdzie do pracy ;) W koncu tez na rowerze, tez z bagazem (mniejszym, ale zawsze) i tez jest ciezko (obudzic sie, wstac, ogarnac i wysiedziec ;) ). Ale przy wszystkich drogach laczacych Wrzeszcz z IEnem, mysle, ze ilosc kombinacji i atrakcji po drodze jest ograczniczona i szybko by sie blog znudzil :)

@Wilq: Damn, a myslalem, ze uda Ci sie byc na tym koncercie, tyle o nim mowiles. Wielka szkoda!

PS. Solar dziala od 3 dni jak zloto, zasila mi ladnie GPSa! Laduje sie tutaj 24 h/dobe :)

A propos jedzenia i konczacych sie zapasow - pyszny kuskus z sosem pieczeniowym :D

07

http://maps.google.com/maps?q=65.88071,-23.49342
Pogoda swietna,trasa fatalna!Szutr i up&down.Ledwo co.Wykonczony.PlanOK

czwartek, 7 lipca 2011

Dzien 6 - solidna dawka rowerowania

Dzisiaj jestem:
http://maps.google.com/maps?q=Tutaj@65.57761,-23.17217,&t=k&amp

Ok, to byl ciezki dzien. Pogoda byla wysmienita, lampa caly dzien, ale droga... droga byla po prostu wykanczajaca. Za to dostalem rekompensate w postaci pieknych widokow fiordow, zatok, gor, morza i... owiec. No wlasnie, jest tu ich tyle, ze zaloze sie, ze (moze poza Reykjavikiem) nie ma na Islandii takiego miejsca, w ktorym nie widzialoby sie chociazby jednej owcy. Czesto robie przerwy na trasie by pstryknac fotke albo odpoczac i nawet jak od razu zadnej nie widze, to sie okazuje, ze tam jedna chodzi, gdzie indziej tez sie cos rusza... Po prostu sa wszedzie - oprocz oczywistych miejsc jak laki, itp., laza rowniez po gorach jak kozice (moze im zazdroszcza zwinnosci) albo wyleguja sie na plazach...

Wracajac do dzisiejszej trasy... w wiekszosci byla szutrowa, a szutr bywa rozny, podobnie jak asfalt. Zaczelo sie od totalnych kamieni, skonczylo jak na naszych polnych drogach. A jesli chodzi o asfalt, to mam mase obserwacji (bo czesto po prostu gapie sie w niego jadac pod gore z nadzieja, ze gora sie zaraz skonczy, a wole nie patrzec ile jeszcze przede mna do szczytu (jest to jedna z moich autorskich technik podjezdzania, nazywa sie "na niespodzianke" i chodzi w niej o to, ze sie jedzie i jedzie i nagle niespodzianka! jestesmy na szczycie. Problem tylko w tym, ze tutaj jeszcze nigdy tej niespodzianki nie mialem - wrecz przeciwnie, jade i jade, cisne i pedze i mysle sobie, podejrze do przodu ile jeszcze, w kocnu juz powinienem byc. A tu sie okazuje, ze jestem w jakies 1/5 calego wzniesienia... No coz, ta technika w PL jest ok, ale tutaj ewidentnie sie nie sprawdza, za dlugie te podjazdy...)).

Ale wracajac do asfaltu. Typ drogi to jeden z podstawowych tematow tutaj. Wiele drog jest szutrowych i nie mozna po nich jezdzic autami z napedem na jedna os. Dlatego na mapach jest to oznaczone czy droga jest asfaltowa czy jest to tzw. gravel road. Asfaltowych jest coraz wiecej. Ale nie ma tu chyba dwoch takich samych asfaltow. Jest asfalt gladki, asfalt z kamykow mocno utwardzonych, asfalt z kamykow luznych, asfalt z kamykow srednio utwardzonych, asfalt, ktory kiedys byl asfaltem takim, a teraz jest innym... No jest tego masa. Jedno co je laczy to to, ze nie ma tu dziur! Na tyle km drog asfaltowych, na takie warunki jakie tu zima panuja, nie ma tu dziur!

Jesli chodzi o aktualnosci, to plan dzisiejszy wykonany. Jestem na jakims badziewskim kemplingu, gdzie jest duzo Amerykanow i kazdy ma swojego grilla i kurde pachnie wszedzie tym ich miechem. A ja ze swoim makaronem z ososem probuje sobie wmowic, ze moje smaczniejsze i zdrowsze :)
Mialem dzisiaj rowniez dwie awarie. Nawalilo mocowanie sakwy (udalo sie naprawic) oraz wiatr przewrocil statyw z aparatem. Ucierpial obiektyw (spoko Oskar, Twoj byl w tym czasie w torbie) i troche inaczej dziala, ale dziala :)
Generalnie to ide spac, bo mimo iz moge tu siedziec i korzystac z laptopa, to ni cholery mi sie nie klei to co pisze. Mam nadzieje, ze Was nie zanudzilem.

Pozdrowiam serdecznie, juz niedaleko do celu!
Michal

poniedziałek, 4 lipca 2011

Dzien 4 (satysfakcja)

Dzisiaj jestem:
http://maps.google.com/maps?q=Tutaj@65.55579,-22.10171,&t=k&amp

Mimo, iz dzisiaj tylko 65 km, ale jakich! Kazdy, moze bez pieciu, wywalczony, zabrany Islandii i zaliczony na moje konto. A przeciwnik nie byle jaki. Wiatr, wieje nieustannie odkad przyjechalem, przebiegle zmienia kierunek w fiordach i pomiedzy gorami i pozostaje niewzruszony wobec mojego wysilku, potu i przeklenst (Poniewaz uwazam siebie za osobe kulturalna oraz dlatego, ze by mi pewnie bloga zamkneli, pozwolicie, ze nie bede cytowal. Powiem tylko, ze im mocniej wieje, tym glosniej je wyrzucam. Tak, etap kiedy byly tylko w myslach skonczyl sie po jakiejs godzinie pierwszego dnia. Co ciekawe, poniewaz na tej szerokosci geograficznej nie robi sie w ogole ciemno w nocy, wiatr nie wie, ze powinien przejsc na ten czas w stan uspienia (tzw. wieczorna cisza lub flauta) tylko dyma bezustannie 24 h/dobe...

Ale jest i druga strona medalu - mianowicie satysfakcja. Oj jest i to ogromna! Uczucie, ktore mi towazyszy kazdego dnia, gdy przyjezdzam do celu jest nie do opisania. Ulga, spelnienie, radosc, nawet duma, wszystkiego po trochu. Satysfkacji jest az nadno. I can't get no satysfaction nie zaspiewam :) A jesli jeszcze u celu jest dostepny prysznic, to jestem w siodmym niebie.

Powaznie, moc prysznica w warunkach podrozy rowerowych jest czyms nadzwyczajnym. Regeneracja, ogrzanie, chwila relaksu (pomijam oczywiste walory higieniczne), jest po prostu bosko. A wlasnie, juz mnie stad wyganiaja (pisze z kompa w hotelowej restauracji), wiec ide pod swoj dzisiejszy prysznic! :D

@Natalia: Marka teoria jest grubymi nicmi szyta :P Jak dla kazdej teorii, dla tej rowniez wystarczy jeden dowod jej przeczacy, by cala runela. Mysle, ze znalazlem taki dowod - jest nim w obecnej chwili moja twarz. Nos i poliki mam tak czerwone, jakbym ze dwa dni na plazy przelezal (i to bez smarowania!). A przeciez slona tutaj praktycznie nie bylo. Marka teorie zatem uzupelnie swoja - ze obok stanu opalenia, odmrozenia i innych od-, istnieje rowniez stan odwietrzenia. Objawy to: czerowne i opuchniete to, co wystawione na dzialanie czynnika drazniacego (tu wiatr) oraz totalna frustracja i tzw. poddenerwowanie oraz lekkie zdziwienie gdy sie widzi w lustrze...

@Panowie: No wlasnie, az sie dziwie, ze oni tu nigdzie wiatrakow nie maja. Nic tylko obudowac farmami wiatrowymi i przeslac przez HVDC na kontynent ;) Tylko co na to te miliony ptakow (pytanie). Sam tez nie wiem czy bym zezlwolenie na poruszanie sie z czym takim dostal... 

Pozdrawiam Was coraz cieplej :)

PS. Im blizej celu, tym wszystko staje sie bardziej dzikie. Coraz mniej osad, mniej ludzi i samochodow po drodze. Zaczyna sie pustka... A ja w tych warunkach mam dylemat trasowy. Dwie trasy rownej dlugosci do celu. Jedna totalnie asfaltowa i latwiejsza, druga w znacznej mierze szutrowo-kamienista i bardziej gorzysta. Mam 5 dni. Na pierwsza za duzo (bede za wczesnie, ale na pewno bede na czas) i pytanie - czy wystarczy na druga (to znowu jest pytanie, bo dalej nie zlokalizowalem znaku zapytania). Zobaczymy...

PS2. Bierzecie prysznice, poki mozecie! :)

Moja twarz nie nadaje sie do zamieszczania w internecie, dlatego zdjecie od tylu :)

niedziela, 3 lipca 2011

Dzien 3 (optymizm!)

Dzisiaj jestem:
http://maps.google.com/maps?q=Tutaj@65.10780,-21.76563,&t=k&amp

Tak jest, zapanowal, przynajmniej chwilowo, optymizm! Otoz wykonalem
dzisiejszy plan, dojechalem do malej wioski (znajdziecie na mapie),
ktora na mapie papierowej nie wygladala zachecajaco (nie wiem
dlaczego, w koncu jest punkcikiem jak kazdy inny, moze dlatego, ze
zagniecenie w tym miejscu bylo..) a ow wioska okazala sie wybawieniem.
Kemping jest OK, toaleta, prysznic i koniec. Ale jest cicho, nie wieje
(na kempingu, bo jest osloniety), a jak dojezdzalem do tego miejsca to
ujrzalem... tak! blekit! Nie oznacza to oczywiscie, ze niebo jest
blekitne, oznacza to, ze ujrzalem go gdzies pomiedzy chmurami. A dzien
zaczal sie od kilku ulew, potem mocnego wiatru w twarz (10 - 13 km/h w
takich warunkach) i fest podjazdu. Skonczyl sie wiatrem w plecy i
super miejscem posrodku niczego.

A propos wiatru, wiele sie tu o nim nauczylem. Np. wiatr w twarz moze
uniemowliwic zjechanie, tak - zjechanie, z gorki bez pedalowania. Po
prostu mnie wyhamowal! Po drugie, wiatr w twarz moze zatrzymac
czlowieka podprowadzajacego rower pod gorke (bo podjezdzac juz nie
mial sily), tez tego doswiadczylem. Po trzecie, wiatr w plecy potrafi
przyspieszyc calosc (rower + cyklista) do 40 km7h na prostej lub lekko
50 km/h z gorki BEZ pedalowania! Takze naprawde, wiatr decyduje tu o
wszystkim. Jak ja to zawsze mawiam (no bez przesady, ze zawsze, ale
jak mowie o rowerze):

Kazda gorka sie kiedys konczy, wiatr niekoniecznie.


Mam niewiele czasu, bo pisze tego maila z informacji turystycznej,
ktora zaraz zamykaja. Oczywiscie miejsce na koncu swiata, a informacja
turystyczna bardzo przytulna i dobrze wyposazona (milion roznych
kolorowych folderkow), No i gdy tak caly dzien jade, to mam wiele
roznych spostrzezen, ale malo mi teraz przychodzi do glowy tak na
zawolanie.

Moze zaczne od takiej ciekawostki, ze moje nogi musza popychac
dokladnie tyle samo ile waze ja sam :) Byla w pewnym miejscu taka waga
dla samochodow i na nia wjechalem i okazalo sie, ze przed wyjazdem
wazylem dokladnie polowe calosci wskazania wagi. Z premedytacja nie
podaje liczb :P

Poza tym mam wiele spostrzezen odnosnie samych Islandczykow. Sa mega
pomocni - raz jak sie kolesia spytalem czy wie gdzie jest jakies pole
kempingowe, to nie dosc, ze najpierw probowal wytlumaczyc, potem
dzwonil do wlasciciela (tu wszyscy sie znaja), dal wskazowki, a gdy ja
juz tam pojechalem, to po pewnym czasie przyjechal upewnic sie, ze
trafilem (nie, nie przyjechal po kase :) ), Poza tym kultura na drodze
pierwsza klasa. Ja sobie ciurkam pod gorke te moje 7 - 8 km/h a oni za
mna :) Dopier gdy przejada auta z naprzeciwka, Ci ladnie jada...

Jesli chodzi o pogode, to wcale nie trzeba wyjezdzac na Islandie, zeby
doswiadczyc "tylko zimno i pada i zimno i pada"... Jak widac nie tylko
w centrum Europy, na jej krancach rowniez. Jesli juz mowa o pogodzie,
to totalnie nieprzydatny okazal mi sie tu panel sloneczny do ladowania
baterii. Rownie dobrze mozna zabrac kurtke przeciwdeszczowa do Egiptu.

I jeszcze na koniec napisze Wam refren piosenki, ktora wymyslilem
jadac (w rytm Jestes jak zadlo TLove):

Uuuu Uuuu jestem jak zooolw, jak zooolw, jak zooolw...


OK. Nie ulozylem jeszcze wiecej wersow :) Ale ten jest jak zloto, gdy
sobie podjezdzam 8 na godzine (minimum ponizej ktorego staram sie nie
zchodzic to 6,5 km/h, bo jeszcze mnie jakis pieszy albo biegacz
wyprzedzi...).

Pozdrawiam Was Wszystkich bardzo goraco! Marta mi mowila o
komentarzach na blogu. Dzieki wielkie! Jak bylo na Openerze tak btw.
(to jest pytanie, nie moge znalezc znaku zapytania).


PS. Przepraszam za ewentualne bledy, klawiatura islandzka nieco sie
rozni od naszej, a ja sie spiesze.
PS2. Mikolaj, raz jeszcze przepraszam za tego Kindla, wyswietlacz
odmowil posluszenstwa, cos sie mocno spierniczylo z nim, ale dane beda
do odzyskania prawdopobobnie.

Dalej

Kindle sie zepsul. Dlatego pisze esami. Odkupie Ci Mikolaj po powrocie. Wiatr niezmiennie mocny,deszczu chwilowo brak!

Wieje coraz mocniej!

http://maps.google.com/maps?q=64.5523,-21.9078
Brzydki i meczacy dzien zakonczony na kiepskim kempingu.

piątek, 1 lipca 2011

Dzien 0

Dzisiaj jestem:
http://maps.google.com/maps?q=Tutaj@63.84375,-22.42082&t=k&amp
Umowmy sie, tutaj wieje. W Norwegii byla flauta. Od jutra przez 4 dni
ma padac, dlatego rozwazam zmiane trasy bo w tych warunjach nie mam
szans wykrecic 100 km dziennie. dzis mialem 50 z czego tylko 25 pod
wiatr i czuje to w nogach.
Jak jutro bedzie tak jak teraz , tzn. 12 st wichura a do tego jeszcze
deszcz to pomysle o zostaniu w namiocie :)
Pozdrawiam
m