wtorek, 19 lipca 2011

19 - Jezyk

Dzis jestesmy w miejscowosci Kirkjubæjarklaustur (jesli dobrze to napisalem). Przyjechalismy ze Skaftagellsjökull a jutro moze wybierzemy sie do Landmannalaugar. Z premedytacja wypisuje tu te nazwy, bo sa to przyklady na to, jak turyscie w Islandii moze byc ciezko nie tylko z pogoda. Nabralismy troche doswiadczenia w poslugiwaniu sie tymi nazwami i gdy chcemy powiedziec, ze chodzi nam np. o wspomniane Kirkjubæjarklaustur (nie do wymowienia dla nie-islandczyka) to mowimy po prostu "No wiesz, to miasto z dluga nazwa zaczynajace sie na Kirk...". Zabiera to duzo wiecej czasu i slow, ale jest naprawde bardziej skuteczne...
Nawet Panstwo Dunczycy, o ktorych wspominalismy ostatnio mowia, ze dla nich islandzki jest nie do nauczenia sie. Potrafia cos tam zrozumiec ze sluchu, ale nic nie powiedza. A przeciez dunski i islandzki kiedys byly bardzo podobne. Dowiedzielismy sie, ze islandzki teraz jest mniej wiecej w takiej formie, w jakiej dunski byl jakis 1000 lat temu :) Dlatego podobno kazdy Islandczyk potrafi bez problemu odczytac ksiegi pisane w sredniowieczu (chociaz jak patrze na przecietnego islandzkiego nastolatka, to nie wydaje mi sie, aby byl w stanie w ogole cokolwiek odczytac...).
Jezyk umowzliwia rowniez identyfikacje osob na polach kempingowych. W szczegolnosci kuchnie kempingowe sa miejscami, gdzie slyszy sie najrozniejsze jezyki. Bardzo czesto slychac niemiecki, co potwierdza sie po wyjsciu z kuchni i zobaczeniu ilosci bialych kamperow na malych kolkach. Niemcy sa w stanie zabrac swoje kampery doslownie wszedzie, mysle ze maja rowniez specjalne wersje na Australie i Antarktyde. Jednak najliczniejsza grupe turystow stanowia tutaj Francuzi. W ogole wydaje nam sie, ze Islandia staje sie na lato jakas kolonia francuska. Rowniez widac to po wygladzie pola kempignowego. Jezeli bedzie na nim co najmniej jeden namiot przypominajacy maly cyrk (zdjecie ponizej), to pewne jest, ze na polu jest minimum 20 Francuzow i jeden kierowca samochodu sluzacego do przewozenia takiego dziwacznego namiotu...

A nam ostatnie dwa dni uplynely pod znakiem gor lodowych i lodowcow. Bylismy nad slynnym (i totalnie turystycznym, ale mimo to warto) Jökulsárlón (dla odmiany to bardzo mila do wymowienia nazwa!),  gdzie podziwialismy gory lodowe odrywajace sie od lodowca Breiðamerkurjökull (tego nawet nie bede probowal wymowic), ktory to jest czescia najwiekszego lodowca w Europie i trzeciego w swiecie - Vatnajökull. To bylo wczoraj. Dzis zblizylismy sie do lodowca jeszcze bardziej, a nawet udalo sie nam po nim pochodzic. Niestety sam lodowiec nie byl bialy czy niebieski (jak to zawsze w filmach pokazuja), byl brudno-szaro-czarny. Stal sie taki za sprawa majowej erupcji wulkanu Grimsvötn, ktorego pyl wulkaniczny zabrudzil to, po czym dzisiaj chodzilismy. Takze spoznilismy sie jakies 3 miesiace na bialy lod, ale za to mamy plecaki brudne od pylu wulkanicznego :)

Pozdrawiamy serdecznie wytrwalych Czetelnikow :)
M&M

Namioty Francuzow...  Ciekawe czy cos tam wystawiaja? ;)

To co pozostalo z gory lodowej wyrzucone na czarna plaze na poludniowym wybrzezu wyspy.

Gory lodowe plywajace w (jak to sie okresla) lagunie lodowcowej Jökulsárlón.
(btw. ten czarny punkt na dole zdjecia to foka  - plywalo ich tam kilka w poszukiwaniu jedzenia:)

Raki na naszych butach, a pod nimi warstwa pylu wulkanicznego przykrywajaca lodowiec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz