niedziela, 17 lipca 2011

17 - Kilka slow o mieszkancach

Wyniki naszych doswiadczen i obserwacji...

Na pierwszy rzut oka Islandczycy niczym sie nie roznia od przecietnego Europejczyka. Powiedzialbym wiecej, ciekawie sie ubieraja, dobrze mowia po angielsku, sa kultruralni i pomocni, a wiekszosc z nich zajumje sie uprawianiem jakiegos rodzaju sztuki (spiewanie, granie, poezja, malowanie, itp.). W koncu to cywilizowany, bogaty kraj... A jednak w kilku spotkanych na drodze osobach bylo cos dziwnego, co do daje do myslenia.

Spotkanie 1
Trwal jeszcze etap rowerowy. Fiordy Zachodnie, droga nr 60, jechalem ze swiadomoscia, ze postoj na kempingu jest raczej niepewny, bo... kempingu prawodopodobnie nie ma w promieniu wielu kilometrow. Od kilku kilometrow rowniez pustka. W koncu widze farme. Podjechalem. Wychodzi na przywitanie para nastolatkow. Rozmawiamy o kempingu (a raczej o jego braku), pogodzie i wulkanach. Po kilku minutach osmielilem sie spytac, co oni robia na takim odludziu. Oni na to, ze pod wakacyjna nieobecnosc rodzicow dziewczyny opiekuja sie domem i... basenem (tak, widzialem na wlasne oczy: 10 km niczego - farma i basen - kolejne kilometry pustki (dokoncze ten watek pozniej)). Zobaczyli moje zdziwienie na twarzy i dodali, ze takie lato jest super i w ogole ta farma jest wspaniala...

Spotkanie 2
Rowniez etap rowerowy. Skrzyzowanie drogi 60 i ktorejstam, nie pamietam. Stacja benzynowa (foto ponizej) i maly budynek. Okolica wyglada, jakby jedynym gosciem (i to stalym) w tych stronach byl wiatr. W poszukiwaniu chociaz jednej bezwietrznej chwili, wszedlem do srodka. Byla tam tylko starsza pani (obsluga tego centrum). Rozmowa sie totalnie nie kleila, bo pani na moje pytania odpowiadala (chyba) po islandzku. Nie wiem na pewno, bo go nie znam :) W kazdym razie dalem jej do zrozumienia, ze posiedze sobie chwile w tej oazie spokoju (doslownie!). Wyjalem snickersa i ogarnialem mape. Gdy tak siedzialem, to po dluzszej chwili zwrocilem uwage, ze gospodyni kilkakrotnie wstawala i poprawiala cos na wystawie lokalnego rzemiosla (swetry, kubki, figurki i inne duperelki), przy czym poprawki te sprowadzaly sie do przesuniecia tego czy owego i kilka centymetrow w prawo czy w lewo...

Spotkanie 3
Plyniemy z Marta lodzia motorowa na Hornstrandir. Lodz pelna turystow z plecakami, ale jak sie okazalo - nie tylko... Wg oficjalnego planu rejsu mial byc tylko jeden przystanek - na zatoce Hornbjarg i tu przystanek byl. Wysiedli na nim wszyscy (w tym i my) standardowi turysci (typu plecaki, namioty, jedzenie i idea typu "to teraz radzimy sobie sami na tym pustkowiu"). Okazalo sie jednak, ze nie takim pustkowiu i ze nie wszyscy tam wysiedli. Zostala na pokladzie pewna pani z kilkoma skrzynami prowiantu, ciuchow, itp., a lodz zabrala ja dalej do jej sumerhuset (domek letniskowy). Domek, do ktorego nie ma zadnej drogi (oprocz drogi wodnej), bez elektrycznosci, niespodziewanych gosci czy listonosza...

W tych 3 przypadkach naszym zdaniem widac cos, z czym Islandczycy radza sobie doskonale, co wcale im nie przeszkadza, a czego wrecz poszukuja i pozadaja. To poczucie odosobnienia, samotnosci lub bardziej po ichniemu - nieskrepowanej wolnosci. Bo jak mowi Marta, oni po prostu chca uciec od codziennego pedu i zgielku miasta (wszak na Islandii, aby dana miejscowosc uzyskala prawa miejskie, musi w niej mieszkac wiecej niz 200 osob :)). Latwo sobie wyobrazic jaki to halas i zgielk jest w takim tlumie na codzien!
Islandczycy takie pragnienia maja po prostu we krwi. Polowa historii w przewodniku zaczyna sie od tego, ze nad jakis fiord albo zatoke przybyl jakis ...son i tak mu sie spodobalo, ze wybudowal sobie tam dom i postanowil sie osiedlic. Gdy przejezdzalismy przez Fiordy Zachodnie mielismy wrazenie, ze w tym zakresie nic sie nie zmienilo. Dom... nascie kilometrow... dom... nascie... Biedny listonosz :)

A my z Fiordow Zachodnich przejechalismy szybko przez nudna polnoc - kraine farm (lub jak ktos woli ferm) owiec i koni, by spotkac sie z wielorybami (juz pisalismy jak bylo) i z geologia i wulkanologia. Dzisiaj opuszczamy rejon Mývatn (kratery, jeziora, skaly powulkaniczne, pola lawowe, gorace zrodla, itp.) i jedziemy na poludniowy wschod do krainy lodowcow. Vatnajökull czeka!

Pozdrawiamy serdecznie, pogoda u nas dzisiaj na 2 (7 stopni i deszczyk), ale wczoraj mielismy nawet 0!
M&M

PS. Odnosnie basenow, to wydaje nam sie, ze zrozumielismy ten fenomen. Otoz tu praktycznie w kazdej miejscowosci (a wiemy juz co to jest miasto tutaj...) jest basen! Ale jakos Islandczycy na mistrzostwach swiata w plywaniu nie bryluja... W czym wiec rzecz? (Marta znalazla znak zapytania na islandzkiej klawiaturze!) W tym, ze sa to w wiekszosci przypadkow baseny geotermalne, znaczy, ze jest tam baaardzo ciepla woda :) Wczoraj, gdy zziebnieci wracalismy do namiotu, spojrzelismy na termometr, ktory pokazywal wspanialomyslne 6,5 st. C. Basta! Idziemy na basen. Nawet nie basen, ale otwarte kapielsiko. Powietrze 6 stopni, a woda 38-40 :D Bylo bosko! Taki basen dziala 100 razy lepiej niz prysznic i nawet zapach siarkowodoru juz nie przeszkadzal :)

Na wielorybach. Policzylismy - Marta ma na glowie zimowa czapke i 3 kaptury! :D I nie czula sie przegrzana ;) (islandzkie lato w pelni). Pi i Sigma z Matplanety sa z Marty dumni, a ludzik Mechelin jej troche zazdrosci :)

Centrum logistyczne w Fiordach Zachodnich

Bardzo chcielismy zostac na noc, ale nie pozwolili :( Tutaj kolo 23:00

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz